Organizacja społeczna pełni wiele funkcji. Najważniejsze, podstawowe z nich wynikaja wprost z poczucia solidarności, wspólnoty, są jakby naturalnym „ubezpieczeniem społecznym” każdej jednostki. Każdy z nas może w każdej chwili stać się tym, który pomocy potrzebuje. Wsparcie, którego udziela społeczeństwo jednostce słabszej, poszkodowanej nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, złośliwością losu, chorobą może być udzielone i Tobie, gdy będzie to potrzebne. Dopóki nie jest – to Ty, my wspieramy innych.
Współcześnie pomoc taka zinstytucjonalizowała się i sformalizowała. Obrosła w stosy papierów, przepisów i dokumentów. Przybywa urzędniczych etatów, biurowców, smaochodów, placówek. Coraz większa część pomocy „przejadana” jest przez obsługujące ją urzędy i ośrodki, marnuje się lub nie trafia do właściwych osób, które pozostają bez niezbędnego wsparcia. Chorzy nocują na korytarzach, brakuje leków, osoby potrzebujące środków na operacje zmuszone są szukać pomocy na własna rękę, bo nie ma dla nich pieniędzy. Dlaczego decydujemy się na wydawanie publicznych pieniędzy na podświetlanie mostów, dotowanie przedstawień teatralnych i budowę stadionów, a odwracamy się od tych, którzy wkrótce umrą, jeśli nie udzielimy im pomocy medycznej?
To nie społeczeństwo oszalało. Ogromne fundusze zbierane dzięki ludzkiej ofiarności na cele dobroczynne świadczą o tym, że nawet osoby finansowo wyczerpane przez system, który w założeniu na te m.in. cele pozbawia ich niemal połowy wypracowanych przez nich zasobów wciąż skłonne są hojnie wspierać tych, którzy znaleźli się w niedostatku, chorobie, nieszczęściu.
A gdyby wolno było im decydować także o przenaczeniu tej drugiej połowy ich zarobków…?